Transportowiec, duży, publiczny, przewożący całe tłumy ludzi wiózł również mistrzynię jedi i jej ucznia. Wookie po wojnie otwarli swą planetę na handel, by wspomóc swoją własną gospodarkę oraz wzmocnić cyrkulację w całej republice. Główny port w Rwookrrorro stał się niestety siedzibą wielu szumowin, bazą dla szwindli i przemytu, z którą walczyła specjalnie stworzona jednostka Wookich, zwana Łapą. Zgodnie z kodeksem panującym na planecie, który każdy lądujący zobowiązywał się przestrzegać, Łapa mogła natychmiast eliminować łamiących prawo planety i przejmować ich towary. Mit wyrywanych rąk był potwierdzany niemalże każdego dnia, a mimo to, przemyt wciąż kwitł.
W takiej atmosferze na planecie wylądowała Malii z Watcherem. Zostali dokładnie sprawdzeni przez dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy Łapy, a następnie przesłani do urzędnika. Gdy zostali rozpoznani jako jedi, natychmiast oddelegowano ich do wyższych poziomów, do pałacu wodza.
Niestety nie było na miejscu mistrza Yody, ani nikogo żywego kto mógłby tłumaczyć wypowiedziane kwestie, toteż zajął się tym robot protokolarny.
Wódź zaczął swe zawodzenie.
-Jedi, jak miło was widzieć, czy mieliście dobry lot?- ciągnął dalej, machając swymi owłosionymi łapami- Pani jedi mam dla pani wielką prośbę, a Mistrz Yoda powiedział, że na pewno podołacie temu zadaniu.
Mali przystąpiła bliżej, z gracją, pewnie, jakby widziała wszystko dookoła. Skłoniła się nisko.
-Mów panie, jak możemy pomóc.
-Wiedziałem, wiedziałem, że pomożecie. Pani, mistrzyni, w naszym porcie jest dużo łobuzów, ale stworzyliśmy specjalną grupę by się z nimi rozprawiła, jednakże jest jeden taki, który nie daje się złapać. Pracuje on na DNA wszystkich istot żyjących i przynosi wielkie szkody. Porywa wielu ludzi, wielu ludzi zabija i naszych wookiech też. Czy pomoże nam pani go schwytać?
-Oczywiście wodzu- Malii skłoniła się raz jeszcze.
W takiej atmosferze na planecie wylądowała Malii z Watcherem. Zostali dokładnie sprawdzeni przez dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy Łapy, a następnie przesłani do urzędnika. Gdy zostali rozpoznani jako jedi, natychmiast oddelegowano ich do wyższych poziomów, do pałacu wodza.
Niestety nie było na miejscu mistrza Yody, ani nikogo żywego kto mógłby tłumaczyć wypowiedziane kwestie, toteż zajął się tym robot protokolarny.
Wódź zaczął swe zawodzenie.
-Jedi, jak miło was widzieć, czy mieliście dobry lot?- ciągnął dalej, machając swymi owłosionymi łapami- Pani jedi mam dla pani wielką prośbę, a Mistrz Yoda powiedział, że na pewno podołacie temu zadaniu.
Mali przystąpiła bliżej, z gracją, pewnie, jakby widziała wszystko dookoła. Skłoniła się nisko.
-Mów panie, jak możemy pomóc.
-Wiedziałem, wiedziałem, że pomożecie. Pani, mistrzyni, w naszym porcie jest dużo łobuzów, ale stworzyliśmy specjalną grupę by się z nimi rozprawiła, jednakże jest jeden taki, który nie daje się złapać. Pracuje on na DNA wszystkich istot żyjących i przynosi wielkie szkody. Porywa wielu ludzi, wielu ludzi zabija i naszych wookiech też. Czy pomoże nam pani go schwytać?
-Oczywiście wodzu- Malii skłoniła się raz jeszcze.